piątek, 5 czerwca 2015

Bangkok - miasto z marzeń


W Polsce mamy miasto z morza, a w Tajlandii mają miasto z marzeń - Bangkok. Kupiliśmy je w całości, z wszystkimi niedoskonałościami. Z korkami, z tysiącami japońskich turystów uniemożliwiających pstryknięcie fajnego zdjęcia, z brakiem rozkładów jazdy autobusów. Pokochaliśmy uśmiechniętych, cudownych ludzi, pyszne sataye serwowane na Chinatown i przemieszczanie się łodzią. 

Przyznam jednak, że będąc jeszcze w Polsce trochę obawialiśmy się, czy stolica Tajlandii przypadnie nam do gustu. Tu i tam słyszało się sporo negatywnych opinii na temat tego miasta. Że niby napompowane, nieprawdziwe, głośne, zbyt turystyczne. Że albo kochaj, albo uciekaj. W naszym przypadku była to miłość od pierwszego wejrzenia/wrażenia.


Stolica Tajlandii bez wątpienia jest miastem turystycznym i głośnym, ale w końcu takie, w mojej opinii, powinny być miasta. Dla nas pierwsza styczność ze stolicą Tajlandii była lekkim szokiem. No cóż, po raz pierwszy byliśmy w tak wielkim mieście - pod wieloma względami. Bangkok ma powierzchnię (!) Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gdańska i Gdyni. Niezliczona ilość betonowych estakad. Jedna nad drugą. Budują oczywiście kolejne, a miasto i tak się korkuje. Olbrzymie, puszczające oko neony w China Town i ruch, ruch ciągły ruch. Miasto ciągle się napędza, nakręca. Mimo to ludzie sprawiają wrażenie wyluzowanych, jakby żyli gdzieś z dala od tego pędu, są cały czas uśmiechnięci i serdeczni. Miasto łączy w sobie nowoczesność i tradycję, jedno przenika drugie tworząc spójną całość. Nie razi absolutnie posąg Buddy przy centrum handlowym, czy mknący jedną z wielu estakad stary autobus wyposażony w przymocowane do "sufitu" wiatraczki.

Bangkok - Kup pan Buddę

Bardzo nam odpowiadała panująca w mieście atmosfera. Przyjemnie było stać się częścią tego miejsca, choćby tylko na chwilę.


Pomimo tego, że Bangkok jest sporawych rozmiarów, poruszanie się po nim było dla nas dosyć proste. Wszystko działo się instynktownie. Choć pierwsze koty za płoty raczej do łatwych nie należały. Z reguły przemieszczaliśmy się komunikacja miejską, tj. autobusami lub łodziami. Co ciekawe, na przystankach nie ma rozkładów jazdy. Widnieją jedynie numery autobusów, które się tam zatrzymują (czasem nie ma nawet tego). Bardzo pomagali nam przechodnie w rozszyfrowaniu gdzie dany autobus będzie zmierzał. Pomocne okazały się też "kierowniczki" autobusów. Tak. Kierowniczki autobusów. Są to bardzo ważne persony. To kierowniczka rządzi i dzieli niczym wujek Wladimir. Każda (z reguły są to panie) dzierży w dłoni coś na kształt blaszanego piórniczka, który pełni rolę kasy oraz kasownika w jednym. Tak więc szefowa autobusu podchodzi do pasażera (że się zbliża oznajmiają nam brzęczące w "piórniku" bahty), zbiera kasę, wyciąga z "piórnika" bilet i kasuje go przy pomocy "piórnika" oczywiście. Proste? Proste. Podobnie wygląda sprawa z łodziami. Tam też są kierowniczki. Bilet można czasem kupić także na przystani. Z łodziami jest ten problem, że kursują tylko do 19:30. Są najszybszym i najwygodniejszym sposobem przemieszczania się po mieście.


W pamięci mam nasz pierwszy kontakt z tym sposobem poruszania się po Bangkoku. Było magicznie...

Wracaliśmy z China Town. Było już ciemno. Bangkok dawał znać tysiącami świateł, że jeszcze nie śpi. Wsiedliśmy na łódź, wyjątkowo niewielką, prawie pustą. Zaciekawieni zasiedliśmy w pobliżu sternika, nawet nie na ławeczkach. Jak tylko łódź ruszyła, sternik, fan Manchesteru United (wnioskuję po rogach na jego głowie i przywieszonych ozdobach klubowych), zapuścił głośno muzę. Było tajskie umcy, umcy, a wiatr we włosach szalał. Na wodzie kolejne oświetlone łodzie, a na brzegu światła miasta. Poczułam się naprawdę fajnie. Tak - wow, jak się cieszę, że tu jestem i nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Niby nic wielkiego, a jednak odpłynęłam w każdym tego słowa znaczeniu. Szkoda, że podczas kolejnych dni nie trafiliśmy już na tą łódź i tego szalonego sternika.

No ale może po kolei...

W Bangkoku wylądowaliśmy przed południem. Formalności na lotnisku trwały dość krótko. Po wypełnieniu formularza imigracyjnego, odbiorze bagażu oraz wymianie niewielkiej ilości dolarów na bahty, ruszyliśmy na najniższy poziom lotniska. Kupiliśmy bilety na Aiport City Line (linia niebieska) i pocisnęliśmy w stronę centrum. Bilet kosztował nas 45 bathów. Czas podróży to 30 minut. Można także kupić bilety na czerwoną, expresową linię. Koszt to 150 bathów. Czas przejazdu 15 minut.

Wysiedliśmy na Phaya thai i już prawie, prawie byliśmy u celu czyli w okolicach Khao San Road. Jednak jak wiadomo prawie robi różnicę. Kilka dłuższych chwil zajęło nam znalezienie autobusu, którym dojechaliśmy w okolice Khao San Road. To były właśnie wspomniane wyżej pierwsze koty za płoty czyli pierwsze starcie z komunikacją miejską w Bangkoku. Okazało się, że informacja znaleziona w Internecie, odnoście autobusu jakim możemy się dostać w pobliże KSR była błędna. Szukaliśmy autobusu 159, a taki w Bangkoku nie kursuje. Trochę  pobłądziliśmy. Co ciekawe, podczas poszukiwań okazało się, że Tajowie, choć przemili i pomocni, z angielskim to niekoniecznie... Nazwy ulic w języku angielskim są dla nich kompletnie niezrozumiałe. Dopiero jak pokazaliśmy na mapie konkretne miejsce to podpowiadali nam jak tam dojechać. Koniec końców oczywiście dojechaliśmy do celu. Trochę okrężną drogą, ale udało się. Dodam, że najłatwiej i najtaniej z Phaya thai  dotrzeć autobusem nr 59. Można też wziąć taksówkę - koszt ok. 60 bht. I koniecznie w taksówkach pytajcie się o cenę z włączonym taksometrem! Najchętniej włączają go taksówkarze z zielono-żółtych pojazdów. Różowi byli dosyć oporni :-).

Bangkok - Taksówki

Naszą bazą noclegową był Thara House. Miejsce zdecydowanie godne polecenia. Pokoje czyste, personel przemiły, a do tego w dobrej lokalizacji i atrakcyjnej cenie. Zaraz obok hostelu jest bar, w którym zawsze przesiadywało pełno Tajów wcinających pyszną noodle soup.

Bangkok - Bar z noodle soup

Z Thary na Khao San Road jest niespełna 5 minut piechotą. No właśnie, Khao San... słynna ulica. Chyba jedna z najsłynniejszych ulic świata. Wieczorem gwar, ruch. Z głośników rozbrzmiewa muzyka. Miałam wrażenie, że puby robiły zawody, który puści ją głośniej. W barach rozlokowanych wzdłuż równoległej uliczki o niewiadomej nazwie można posłuchać muzyki na żywo. My najczęściej przysiadaliśmy właśnie w takich miejscach. Oczywiście tłok i ścisk jest niesamowity. Ludzie tańczą, śpiewają, śmieją się i sączą alkohol z wiaderek. Nie samym piwem turysta w Bangkoku oczywiście żyje i Tajowie dobrze o tym wiedzą. W związku z tym stoisk z jedzeniem jest na ulicy cała masa: sataye, makarony, ryż, owoce i oczywiście robaczki. Od wyboru do koloru. Salonów masażu też jest wiele. No może salon to lekko przesadzone określenie, ponieważ przeważnie relaksujemy się na rozłożonych przy deptaku leżaczkach. Masaż pleców, stóp, twarzy. Czego dusza zapragnie, za niewielkie pieniądze. Będąc w Bangkoku nie mogłam sobie odmówić tajskiego masażu. Rozłożyłam cielsko na leżaku  i relaksowałam się. Moje stopy jakieś takie lżejsze po wymasowaniu się wydawały. I portfel też, ale na szczęście niedużo :-).
.
Myśmy na Khao San Road oraz jej okolicach mówiąc w cudzysłowie "bywali", ale się nie stołowali. Jedzenie sprawiało wrażenie mało atrakcyjnego i było nieco droższe niż w pozostałych częściach miasta. Wiadomo - tam gdzie są turyści, jedzenie robione jest dla turystów. Co ciekawe, Khao San było jedynym miejscem w Tajlandii gdzie widziałam stoisko z robalami. :-) Nie mam zielonego pojęcia ile takie insekty kosztowały. Popularnością się w każdym razie nie cieszyły. Od czasu do czasu turyści pstrykali usmażonym insektom fotki. Za pstryknięcie zdjęcia robaków trzeba było zapłacić 10 bht. Wydaje mi się, że jedzenie robaków w Tajlandii jest już od dawna passe, jak to się mawia.

Bangkok - Khao San Road

Nawiasem mówiąc, na Khao San nie tylko jedzenie jest nieco droższe, ale też np. torba, którą kupiłam przy hotelu za 100 Bht, a kilkadziesiąt metrów dalej, na Khao San, kosztowała 180 Bh.

Zdecydowanie na posiłek polecamy China Town. Ta dzielnica to jedna z największych atrakcji Bangkoku. Po kilku minutach przebywania w niej stwierdziliśmy, że jeśli jest ona choćby namiastką Chin to muszą one być magiczne. Na ulicach panował oczywiście tłok, ścisk i gwar. Chodniki zastawione były garkuchniami. Zapachy, z zewsząd zapachy. Co rusz mijaliśmy stoliki obstawione rybami, krabami, kaczkami i talerzami z noodle soup. Aż wstyd się przyznać, ale codziennie wieczorem jeździliśmy do China Town, bo właśnie tamtejsza kuchnia nam najbardziej smakowała. A te soki ze świeżo wyciskanych granatów to istna bajka... Nie sposób było ogarnąć wszystkiego co się wokół działo. I te neony... z chińskimi szyframi. Wyglądały rewelacyjne. Szkoda, że dzielnica zaczyna pusztoszeć już ok. 22, co szczerze mówiąc nieco mnie zdziwiło. No, ale życie towarzyskie w Gdańsku zamiera chyba jeszcze szybciej... niestety.

Bangkok - China Town
Bangkok - China TownBangkok - China Town

Do China Town najlepiej dotrzeć łodzią. Szybko i tanio. Z tym, że ostatnia bezpośrednia łódź odpływa ok. 19:30. Po tej godzinie kursują łodzie, określane roboczo - ekspresowe. Takie łajby zatrzymują się tylko na co którejś przystani, a następnie przesiadka i przeprawa w okolice Khao San. Można też tuk-tukiem, taksówką, albo autobusem. Na kilku blogach przeczytałam informację, że tuk-tuki są droższe od trasówek - w większości przypadków ta informacja się nie sprawdziła. Z Chinatown zdecydowanie taniej było wydostać się tuk tukiem, tylko dlatego, że absolutnie nikt nie chciał włączyć taksometru. Tuk-tuk kosztował nas 80 BHT, natomiast taksówkarze chcieli ok. 200-300 BHT. Trzeba zawsze pytać o ceny, targować się i jeszcze raz targować, a taksówkarzy prosić o włączenie taksometru, z tym, że jak już wyżej pisałam nie zawsze są chętni.

Bangkok - China Town
Bangkok - China Town
Bangkok - China Town

Wg mnie warto także udać się do dzielnicy Pathum Wan, którą można śmiało w skrócie nazwać dzielnicą Siam. Praktycznie wszystko ma w nazwie słowo Siam -  Siam Paragon, Siam Ocean World czy Siam Square. Dzielnica jest nowoczesna. Centrum handlowe przy centrum handlowym, estakada nad estakadą i na jednej z tych estakad wypatrzyliśmy deptak. Bangkok to dziwne miasto. Z każdą chwilą zadziwiało nas coraz bardziej. Do plątaniny estakad i drapaczy chmur dorzucę jeszcze kryjącą się pomiędzy nimi świątynię Erawan Shrine. To wszystko sprawia, że dla przeciętnego Europejczyka ta dzielnica staje się odległym kosmosem. Hinduska świątynia zbudowana została w 1956 r. przy Hotelu Erewan, aby wyeliminowywać złą karmę, która opóźniała budowę hotelu - ponoć przed wybudowaniem świątyni było pełno wypadków. Po wybudowaniu sanktuarium prace budowlane ruszyły pełna parą bez niepożądanych incydentów. Miejsce jest niesamowite. Tajowie gromadzą się przed pomnikiem i składają kwiaty, palą kadzidła, tancerki w cudnych, tradycyjnych strojąc poruszają się w rytm wygrywanych przez muzyków rytmów i śpiewają. A za płotem ruch samochodowy, hałas, życie miasta. Takie rzeczy tylko w Tajlandii.

Bangkok - Downtown
Bangkok - Erewan ShrineBangkok - Erewan Shrine

W okolicy znajduje się ponadto oaza spokoju - muzeum/dom Amerykanina Jima Thomsona. Amerykanina, który zakochał się w Tajlandii, a jego rezydencja to skrawek historii tego pięknego kraju. Jim Thomson zasłynął także jako założyciel słynnej Thai Silk Company, tak więc w muzeum oprócz sztuki poludniowo-wschodniej Azji, pięknych mebli, obrazów i ceramiki podziwialiśmy jedwabne cuda, które nota bene można zakupić za niewielkie pieniądze. O rany! Jim Thomson to miał rajskie życie, szkoda, że dość szybko i niespodziewanie je zakończył. Podczas pobytu  w Malezji wyszedł na spacer i słuch o nim zaginął. Został jednak w pamięci Tajów na zawsze. W sumie to się nie dziwię, że Thomson rzucił Amerykę, zostawił żonę i zamieszkał w Bangkoku.

Bangkok - Jim Thomson House

Tajlandia, a w szczególności Bangkok, jest jak narkotyk, chcesz więcej i więcej. Na 100% wrócimy do tego kraju.

Następny post też będzie o Bangkoku, ale tym razem wyłącznie o odwiedzonych przez nas świątyniach.

PS: Wieczorami Tajki zbierają się w parku przy ulicy Phra Athit (rzut beretem od hostelu Thara House) i zaczynają ćwiczenia na świeżym powietrzu. Gdyby ktoś, kiedyś miał ochotę poćwiczyć to myślę, że z chęcią przygarną.

PRAKTYCZNIE:

Mapka co, jak i gdzie w Bangkoku:


Poruszanie się po mieście:
  • Autobus 59 - odnieśliśmy wrażenie, że ta linia jest wszędzie. Na jakimkolwiek przystanku w centrum byśmy nie byli, to był tam też autobus 59. Jest to też jeden ze sposobów dotarcia w okolice Khao San Road z lotniska BKK Don Muang. 
  • Autobusy ogólnie - zdecydowanie najtańszy środek transportu, ale i najwolniejszy. Turyści raczej z niego nie korzystają. Bilety kupuje się u kierowniczki autobusu, nie u kierowcy. Podejdzie do was sama -  pozostaje tylko zająć miejsce po wejściu do autobusu. Trasa danego autobusu jest wypisywana za szybą, ale niestety tylko po tajsku. W zaplanowaniu podróży może pomóc strona http://www.transitbangkok.com, aczkolwiek zawiera ona pojedyncze błędy. Strona ta często podaje, że daną trasę przejedziemy linią 159 - ona już nie istnieje.
  • Łodzie - nasz ulubiony środek transportu umożliwiający dotarcie do większości ciekawych miejsc. Główna linia "biegnie" największą rzeką Bangkoku, czyli Chao Phraya River. My najczęściej korzystaliśmy z łodzi, żeby dostać się spod hotelu Thara House do dzielnicy chińskiej lub w okolice Wielkiego Pałacu. Druga linia łączy wschodni Bangkok i nowoczesne dzielnice z podnóżami Golden Mount (Złota Góra - Stupa). Są też stateczki, które my nazwaliśmy roboczo "cross the river", łączące po prostu dwa przeciwległe brzegi rzeki. Jedyne o czym należy pamiętać to fakt, że łodzie dość wcześnie kończą kursować. Ostatnie pływają przed godziną 20. Bilety kupuje się na przystani lub u kierowniczki łodzi. Pod tym linkiem znajdziecie mapkę trasy wodnej po rzece Chao Phraya, a pod tym mapkę drugiej, mniejszej linii.
  • Taksówki - wiem, że się powtarzam, ale jest to całkiem tani środek transportu, pod warunkiem, że taksówkarz włączy taksometr. Zauważyliśmy, że najchętniej robią to kierowcy żółto-zielonej korporacji.
  • Tuk-tuki - fajny i klimatyczny sposób przemieszczania się na krótkich dystansach. Na dłuższych trasach staje się dość drogi, a najdrożej jest jak będziemy go łapali spod głównych atrakcji turystycznych. Z tuk-tuków korzystają głównie turyści.
Bangkok - Tuk tuk
  • Metro - Jest podobno jedna linia w Bangkoku, ale poza szlakami turystycznymi. 
  • BTS Sky Train - Nie korzystaliśmy, ale to podobno najszybszy sposób na poruszanie się po mieście. Niestety nie ma żadnej stacji w pobliżu starej części miasta (albo stety bo go nie szpeci). Pod tym linkiem znajdziecie schemat wszystkich linii BTS i metra.
Wyjazd z miasta:
  • Autobusem - W Bangkoku jest kilka dworców autobusowych. Na północ kraju pojedziemy z reguły z dworca Northern Bus Terminal (taj. Mo Chit) - dojechać tam najlepiej Sky Train'em. Na południe i na zachód od Bangkoku wydostaniemy się z dworca Southern Bus Terminal (Sai Tai Mai) - tam dojedziemy taksówką lub autobusem 511 jadącym główną trasą przez Democracy Monument. Na mniej turystyczny wschód Tajlandii obowiązuje oczywiście Eastern Bus Terminal.
  • Pociągiem - zdecydowana większość pociągów do reszty kraju odjeżdża z dworca Hua Lamphong Railway Station położonego na skraju dzielnicy chińskiej. Planując podróż koleją warto skorzystać z tej strony.
Dojazd z lotniska ...:
  • ... BKK Suvarnabhumi - najlepszym i najszybszym sposobem wydostania się z lotniska jest specjalna kolejka Airport Rail Link, odjeżdżająca z najniższego poziomu lotniska. Jak już się tam znajdziemy to w automacie kupujemy bilet = żeton na jedną z dwóch linii, ekspresową lub "miejską". Obie odjeżdżają z tego samego peronu. Ekspresowa jedzie bezpośrednio do stacji Makkasan, czas podróży to 15 minut, a jej koszt to 150 BHT. Miejska jedzie do stacji Phaya Thai zatrzymując się po drodze na każdej stacji, czas podróży to 30 minut, a jej koszt to 45 BHT. Ze stacji Makkasan lub Phaya Thai to już hulaj dusza piekła nie ma. Sky Train, autobus lub taksówka do dowolnego miejsca. My skorzystaliśmy ostatecznie z autobusu, ale najpierw się pogubiliśmy i straciliśmy chyba z godzinę czasu.



  • ... BKK Don Muang - naszym zdaniem najlepszą opcją jest taksówka (chyba, że jedzie się w godzinach szczytu) z włączonym taksometrem. My w środku nocy zapłaciliśmy ok. 220 BHT za przejechanie ok. 40 km z lotniska do hotelu, trzeba jednak pamiętać, że taksometr liczy nie tylko za przejechane km, ale również za czas jazdy. Tak jak wcześniej pisaliśmy, do starego centrum można się też dostać autobusem 59, jednak wieczorami kursuje on tylko co godzinę. Przystanek jest przy głównej drodze biegnącej wzdłuż lotniska - po wyjściu z terminalu trzeba iść w prawo, potem przejść "pod prąd" przez szlaban wjazdowy na lotnisko, i skierować się w lewo za szlabanem. Trzecia opcja to Shuttle Bus, ale ten jedzie tylko do Victory Monument, a stamtąd znowu trzeba kombinować.
  • ... BKK Suvarnabhumi na Don Muang lub odwrotnie - między lotniskami średnio co godzinę jeździ darmowy Shuttle Bus. Na lotnisku Suvarnabhumi znajdziemy go na piętrze II między bramkami 2 a 3. Na lotnisku Don Muang znajdziemy go przy strefie przylotów Terminalu 1. Rozkład jazdy dostępny jest pod tym linkiem.
W temacie transportu można by pisać bez końca, więc pójdę na łatwiznę i podam po prostu link do serwisu wikitravel. LINK

Nocleg w Bangkoku:
  • Thara House - bardzo fajny hotelik blisko wszystkiego. Khao San Road oddalone jest o kilka minut piechotą, przystań rzeczna też z 3 minuty od hotelu. Obok hotelu miejsce gdzie wszyscy Tajowie przychodzą jeść słynną Noodle Soup. Cena to 600 BHT za dwójkę z klimatyzacją. Warto rezerwować prędzej. W szczycie sezonu często jest problem z wolnymi pokojami. LINK.
  • W okolicach Khao San Road jest ogólnie pełno hoteli/hosteli.
Masaż:
  • Zależnie od typu masażu i czasu, ale ceny za 1 godzinę uciskania powinny oscylować między 200 a 300 BHT (20-30 zł). My byliśmy masowani w Shewa Spa na pełnej barów uliczce równoległej do imprezowego, tłumnego i głośnego Khao San Road. Polecam to miejsce.
Aplikacja na Androida:
  • Do poruszania się po mieście polecam darmową i offline'ową aplikację Trip Advisor Bangkok City Guide. Jest mapka, oznaczone i ocenione są restauracje, bary, "salony" masażu, hotele, itp.
  • Na całą Tajlandię mieliśmy z kolei aplikację Triposo Thailand. Funkcjonalność podobna - szczególnie przydaje się mapka offline.

Więcej zdjęć z Bangkoku i całej Tajlandii możecie zobaczyć pod tym linkiem.

Brak komentarzy

NAPISZ COŚ