czwartek, 20 października 2016

Laos naszymi oczami - podsumowanie


Znajomi znowu pytali mnie gdzie tym razem ruszamy w podróż. Odpowiadałam, że do Laosu. Moja odpowiedź często budziła zdziwienie, poniektórzy dopytywali się nawet:

- Gdzie to jest, co tam będziecie robić?

No cóż, Laos nie jest popularnym produktem turystycznym. To nie Tajlandia czy Egipt. Większość tego kraju porasta dzika dżungla. Gęstość zaludnienia to 28 osób na km kwadratowy (w Polsce współczynnik ten wynosi 123). Transport jest słabo rozwinięty. Ludzie z reguły żyją skromnie, większość "mieszkań" wygląda jak zwykły garaż, w którym ktoś rzucił materac i powiesił na ścianie telewizor. Z reguły... ponieważ nierówności społeczne są bardzo widoczne. Z jednej strony mamy bambusowe chatki, a z drugiej strony takie miasta jak Vientiane czy Luang Prabang. Bywało, że te nierówności aż raziły po oczach. Oto Laotańska Republika Ludowo-Demokratyczna.

wtorek, 11 października 2016

Wracamy do domu


Na lotnisko w Bangkoku, nauczeni doświadczeniami sprzed kilku miesięcy, przybyliśmy ponad 3 godziny przed odlotem. Tym razem odprawa poszła bardzo sprawnie. Bilety kupiliśmy do Wenecji, ale zamierzaliśmy podroż zakończyć w Rzymie. Stąd nasza mała konsternacja przy odprawie: uda się nadać bagaż wyłącznie do Rzymu, czy się nie uda? Oczywiście wszystko poszło bezproblemowo (wbrew wielu opiniom w Internecie na temat wcześniejszego kończenia podróży na jednym bilecie)

Nim się obejrzeliśmy siedzieliśmy w samolocie do Abu Dhabi. Rozłożyliśmy się wygodnie i zajęliśmy się oglądaniem filmów, grą w Tetrisa, itp... Przerwę od tych wciągających rozrywek pokładowych zrobiliśmy tylko na zwiedzanie Iranu z wysokości 11 km. Następnie dwie godziny czekania na lotnisku w Abu Dhabi na samolot do Rzymu i... Europo witaj!

sobota, 8 października 2016

Bike for Dad, czyli Bangkok jakiego nie znacie


Do Bangkoku dojechaliśmy ok. 6 rano. Zdziwił nas jakiś taki podejrzany spokój panujący w mieście i to, że prawie wszyscy od samego rana chodzą w żółto-niebieskich koszulkach. Takich samych jak dzień wcześniej w Nong Khai. Jeszcze nie rozumieliśmy tego do końca. Nie byliśmy świadomi, że czeka nas udział w wydarzeniu o ogromnym rozmachu.

Po dotarciu autobusem (komunikacja autobusowa tego dnia była darmowa) do turystycznego centrum miasta, zabraliśmy się za poszukiwanie możliwie taniego pokoju. W planach było pozostawienie w nim plecaków i szybka kąpiel. W zasadzie tego samego dnia, późnym wieczorem, musieliśmy załadować się do taksówki i ruszać na lotnisko, więc wymagania co to hostelu były minimalne. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy bardzo tani hostel w pobliżu Khao San Road. Klitka, ale nie potrzebowaliśmy niczego więcej. Kto by siedział w pokoju, gdy wokół tyle się dzieje? A działo się sporo - Tajowie świętowali urodziny swojego ukochanego króla, który uznawany jest za "ojca narodu tajskiego".

poniedziałek, 3 października 2016

Mostem Przyjaźni do Tajlandii


Przygodę z Laosem zakończyliśmy na dobre. Po przejściu kontroli granicznej zapakowaliśmy się w shuttle bus. Nim się obejrzeliśmy znowu byliśmy w najbardziej uśmiechniętym kraju na świecie, a dokładnie to w miasteczku Nong Khai. W planach był nocny transport do Bangkoku. Bilety na pociąg zakupiliśmy już w Chiang Mai. Podobno rozchodzą się one bardzo szybko, więc postanowiliśmy się zabezpieczyć. Jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony. 

Nong Khai powitało nas oczywiście żarem z nieba, kontrolowanym chaosem i gwarem. Czekało nas tu kilka godzin oczekiwania na pociąg. I absolutnie nie narzekałam na taki stan rzeczy. Cieszyliśmy się, że możemy zobaczyć coś nowego. Jadnak umówmy się, nie jest to jakoś specjalnie ciekawe miasto, ale to nie wada. Nong Khai jest świetne na odpoczynek. Większość czasu spędziliśmy gapiąc się na Mekong i Laos, który zostawiliśmy hen, hen na drugim brzegu tej majestatycznej rzeki.