poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Kraina Miliona Słoni


Laos nazywany był kiedyś Krainą Miliona Słoni. Tak było kiedyś, dziś z tego miliona została przysłowiowa garstka (300-600 sztuk). Przede wszystkim z powodu kłusownictwa i nielegalnego handlu kością słoniową. Słonie, które obecnie żyją w Laosie czy w Tajlandii z reguły ciężko pracują w polu, albo stanowią atrakcję turystyczną.

Na własne oczy przekonaliśmy się, że dobry los nie jest sprzymierzeńcem słoni w wyżej wymienionych krajach. W Laosie widzieliśmy jak te biedne stworzenia, przywiązane łańcuchami, transportowały swoimi  trąbami drewno. Nie wyglądały na zbyt zadowolone. Serce się krajało na ten widok...


Często i gęsto można też trafić do miejsc gdzie są one "eksploatowane" przez turystów. Jadąc do Azji byliśmy pewni, że przejażdżki na słoniu sobie nie zafundujemy. Staramy się podróżować w miarę świadomie, więc z reguły zanim udamy się w jakiekolwiek miejsce próbujemy edukować się czytając, oglądając zdjęcia, rozmawiając w ludźmi, którzy zdążyli już odwiedzić miejsce, do którego wybieramy się. Tak więc o procederze wykorzystywania słoni już nieco wiedzieliśmy. I jesteśmy na NIE. Absolutnie nie przekonuje nas pchanie się na grzbiet tego biednego zwierzęcia, a w zasadzie na wygodne siedzisko na nim ulokowane dla widzimisię turysty. Słonie mogą bezpiecznie dźwigać tylko do ok. 100-150 kg co oznacza, że kosz do jazdy i trzy osoby to już dla nich za dużo. Turystyczne jazdy na słoniach są bardzo szkodliwe dla ich kręgosłupa. Nie potrafię tego procederu zrozumieć. W Tajlandii byliśmy świadkami jak karawana słoni obładowanych turystami spacerowała po rozgrzanym asfalcie. Działo się to w mieście Ayutthaya. Nie mogłam na to patrzeć. Poza tym warto zadać sobie pytania:

- Jak słoń nauczył się wożenia turystów? Nauczył się sam? 

Odpowiedź jest jedna - NIE. Niestety w większości przypadków tresury słoni to droga przez mękę - bicie, kłucie, zastraszanie. A to wszystko po to aby turysta mógł zrobić sobie krótką przejażdżkę za duże pieniądze. Będąc w Azji zwróćcie uwagę, że większość z pracujących słoni jest ślepa na prawe oko, ponieważ bite są przez swoich trenerów w tą część głowy (większość ludzi jest praworęczna).

Są jednak miejsca w Azji gdzie słonie traktowane są dobrze. Takimi naj, naj... ośrodkami dla tych zwierząt są Elephant Nature Park mieszczący się w okolicach Chiang Mai (Tajlandia), The Surin Project (Tajlandia), Elephants World (Tajlandia, Kanchanaburi) czy Mondulkiri Project (Kambodża).


W Laosie trafiliśmy do ośrodka Elephant Village, znajdującego się ok. 20 km od Luang Prabang. Słyszeliśmy wcześniej na mieście dużo dobrych opinii na temat tego ośrodka, ale sama mam mieszane uczucia co do tego miejsca. Zacznę od tego, że ceny za pobyt są oszałamiające. Poniżej wyciąg ze strony internetowej ośrodka:
  • Half Day Elephant Experience - 49 $
  • Full Day Elephant Experience - 82 $
  • One Day Mahout Experience - 99 $
  • Two Day Mahout Experience (Twin Room) - 133 $
  • Two Day Mahout Experience (Double Room) - 154 $
Nie zdecydowaliśmy się na żadną z powyższych opcji. Za 10 $ weszliśmy na teren sanktuarium, a w zasadzie super mega wymuskanego ośrodka wypoczynkowego i przyglądaliśmy się blisko 2 godziny słoniom. Dane nam też było takiego słonia dotknąć, czy go nakarmić. Osoby z grubszym portfelem miały możliwość przejażdżki na grzbiecie słonia czy wyszorowania w rzece jego cielska. Dodam jednak, że przemknął nam przed oczami słoń z koszem, ale turystów na nim nie było... Jedynie Mahout, czyli opiekun słonia.


Podczas naszego pobytu spotkaliśmy też najmłodszego mieszkańca sanktuarium o dźwięcznym imieniu Maxi. Mały, ale silny. Gdy owinął swoja trąba nogę Wojtka, to ciążku było się z tego uścisku wywinąć. Interwencja opiekuna była konieczna, bo mógł połamać kości. Swoją drogą opiekunowie Maxi okazali się bardzo towarzyskimi ludźmi. Generalnie po angielsku ani "me" ani "be", ale wiadomo co poprawia kontakty międzyludzkie... lao whisky. Nagle jeden z nich wyciągnął plastikową butlę, że niby Sprite, plastikowy kieliszek, a właściwie to odciętą górę z plastikowej butelki i nie ma, że boli. Każdy po kieliszku przechylił. O matko! Jakie to było mocne! Lao whisky zdecydowanie mi nie zasmakowała. 


Czas spędzony w Elephant Village minął bardzo szybko. Byliśmy tam ok. 14:00, a ok. 16:00 musieliśmy już opuścić ośrodek. Koniec programu, słonie zaprowadzono do lasu, a gości, którzy zapłacili odpowiednią sumkę do pokoi. 


Czy polecamy to miejsce? My trafiliśmy tam zupełnie przez przypadek. Zarekomendowała nam go spotkana w Luang Prabang podróżniczka. Nic o Elephant Village nie wiedzieliśmy. Pojechaliśmy tam trochę w ciemno i mam bardzo mieszane uczucia co do tego miejsca. Z jednej strony nie widziałam, żeby działa się tym słoniom krzywda, ale spędziliśmy tam zaledwie dwie godziny, a przez większość czasu słonie jadły. Wieczorami (jak tłumaczyła nam jedna z opiekunek) słonie prowadzone są na druga stronę rzeki, gdzie podobno mogą swobodnie przemieszać się po zalesionej i dzikiej części ośrodka. Opiekunka opowiadała nam także o tym jak o słonie dbają lekarze, jak są tresowane, no i że to wszystko kosztuje masę pieniędzy. Z drugiej strony ten przepych, luksus... i znaleziony już po powrocie do Polski wpis na jednym z blogów czy opinie pojawiające się na tripadvisor, gdzie sytuacja słoni w tym ośrodku jest przedstawiona nieco inaczej. To wszystko nie pozwala mi na bezkrytyczne podejście do tego miejsca. Moje podejrzenia potwierdzają też zdjęcia znalezione na stronie gdzie na słoniach zamontowany jest drewniany kosz z turystami. Sami zresztą też je widzieliśmy...


Pomimo informacji znalezionych w Internecie chcę głęboko wierzyć, że choć część opowieści pracownika była prawdą.


Zwiedzając Azję, ale nie tylko, warto zastanowić się czy przez turystyczną zachciankę nie wspieramy procederów, które nie są bliskie humanitarnemu traktowaniu zwierząt, a nierzadko ludzi. Warto pamiętać, że tygrysy nie są z natury łagodne, węże przyjazne, a kobiety z plemienia Karen to już niekoniecznie tradycja, ale sposób na zarabianie pieniędzy i świetna atrakcja turystyczna. 


Na koniec garść słoniowych ciekawostek:
  • słonie odczuwają empatię, wykazują ogromną troskę o innych;
  • słonie lubią sobie "chlapnąć", nie maja problemu z dostępem do alkoholu gdyż w gorącym klimacie owoce ulegają fermentacji, a co poniektóre intensywnie produkują alkohol etylowy;
  • słonie mają doskonałą pamięć;
  • słonie słyszą z odległości 20 km;
  • tylko samce słoni azjatyckich mają ciosy i by nie zabijać słonia, który potrzebny jest do pracy, wybija się ciosa z mięśnia za pomocą kija, narażając zwierzę na wielkie cierpienie;
  • słonie muszą jeść w zasadzie cały dzień aby mieć pełnię sił.

PRAKTYCZNIE:

Dojazd: 
  • Do "sanktuarium" położonego 15 km od centrum miasta można dojechać wyłącznie tuk-tukiem, albo wypożyczonym skuterem lub rowerem. Za kurs tuk-tukiekm w tą i z powrotem zapłaciliśmy 110 000 kip. Kiedy my chodziliśmy po Elephant Village, kierowca czekał na nas na pobliskim parkingu. Wypożyczenie skutera na cały dzień to podobny koszt. Jadąc rowerem warto wziąć pod uwagę, że drogi w Laosie są dość pagórkowate.

Brak komentarzy

NAPISZ COŚ